Retrospekcja
2016-03-11 8:26:41
Choć nie lubię wspominać to myślę, że powinniśmy kultywować pamięć skąd jesteśmy, jakie są nasze korzenie, nasza tożsamość i wspólne wartości aby dziedzictwo naszych ojców i dziadów, to o co walczyli i ginęli nie poszło w zapomnienie. Powinniśmy przekazywać czym jest polskość i jak ją zachować – jak ją pozostawić pokoleniom.
Zachodzące procesy w naszym świecie – np. globalizacja, migracja, pogarszające się warunki społeczno-ekonomiczne (ok. 3 mln Polaków żyje w ubóstwie) itd. powodują zanik przejawów tego dziedzictwa. Nie bez znaczenia jest również brak przekazu międzypokoleniowego. Dzisiaj młodzi ludzie często „zaszywają się” we własnym wirtualnym świecie, a ci starsi, którzy nie wyjechali z kraju za pieniędzmi (już 3 mln Polaków wyjechało za granicę i myślę, że to nie koniec), chcąc żyć na jakimś godnym poziomie dają się „wyżymać” w różnych obcych korporacjach, a wolny czas w większości, poświęcają jedynie na odstresowanie i to nie zawsze w „zdrowy” sposób. Czy nie prowadzi to do umysłowej gnuśności, niedojrzałości i słabości ? Czy nie interesuje nas prawda, do której mamy prawo i wręcz obowiązek dążyć? Chrześcijańska koncepcja wolności mówi, że „podstawą wolności jest życie w prawdzie, kłamstwo zaś stoi u podstaw antywolności, parodiującej wolność” – czy nie chcemy żyć jako ludzie naprawdę wolni?
Nie lubię wspominać lat słusznie minionych, zwłaszcza tych szarych, ponurych, kiedy chodziliśmy ze spuszczonymi głowami i kiedy próbowano pozbawić nas godności, a ówczesna władza ludowa, krocząc jedynie słuszną drogą w wyznaczonym przez „bratni” ZSRR kierunku, prowadziła nas – obywateli ku świetlanej przyszłości. Fałszerze historii wymazali z niej sadyzm leninowski, stalinowski i innych zbrodniarzy. Jeżeli już, to mówiono nam, że 17 września 1939 r. Armia Czerwona „wkroczyła” do Polski, choć był to brutalny zbrojny napad. Zarówno w okresie powojennym, mimo represjonowania żołnierzy podziemia niepodległościowego (Żołnierzy Wyklętych) jak i wszechobecnemu uciskowi politycznemu stosowanemu przez SB przez kolejne lata, społeczeństwo (znaczna większość) nie akceptowało i nie godziło się z podporządkowaniem państwa polskiego ZSRR. Niestety byliśmy za żelazną kurtyną. Należeliśmy (od 14 maja 1955 r.) do Układu Warszawskiego, na mocy którego w krajach członkowskich rozmieszczono jednostki Armii Radzieckiej gotowe w każdej chwili do udzielenia „bratniej pomocy”. Przypomnę, że pierwszą taką pomoc udzielono 24 października 1956 r. na Węgrzech, kiedy to o godz. 2 w nocy radzieckie czołgi wjechały na ulice Budapesztu. Szanse wówczas na wolność i niezawisłość mieliśmy zerowe.
Nadzieja na zmianę pojawiła się dopiero w grudniu 1970 r. Jednak strajki i manifestacje zakończyły się krwawą masakrą na wybrzeżu. W sierpniu 1980 r. pojawia się kolejna wielka nadzieja jaką była „Solidarność”. Tworzyło ją 10 milionów jej członków wsłuchanych w polskiego papieża, a nie wypromowany przez III RP jeden przywódca. Jednak już o północy 13 grudnia 1981 wprowadzony został stan wojenny, który trwał do lipca 1983 r. „Solidarność” zdelegalizowano, a tysiące jej liderów internowano. Organizacja jako taka zeszła do podziemia, a jej członków nadal represjonowała SB. Rok 1988 to rejestracja przez Lecha Wałęsę drugiej, już innej Solidarności. Kolejne strajki w całym kraju wymusiły na komunistycznej władzy negocjacje z liderami Solidarności (bis) i OPZZ przy okrągłym stole (6 luty 1989 r). Po tym mocno zakrapianym „spotkaniu integracyjnym” w Magdalence, nastał czas tzw. transformacji ustrojowej, w ramach której nastąpiła kuriozalna prywatyzacja gospodarki i przemysłu (z ok. 8,5 tys. zakładów państwowych sprywatyzowanych zostało ok. 6 tys.). Na majątku narodowym uwłaszczyła się nomenklatura komunistyczna stając się bankowcami (udzielającymi „swoim” niskooprocentowanych kredytów na wykup za półdarmo majątku narodowego), przedsiębiorcami lub współwłaścicielami spółek typu joint venture, w które zaangażowały się firmy zagraniczne lub polonijne. Wyczytałem, na jednej ze stron inernetowych, że „skala tego złodziejstwa była ogromna – w latach 1988-1989 powstało około 12 tys. spółek, które na bazie państwowego majątku zakładali rządzący różnego szczebla przy współudziale członków rodzin, urzędników i działaczy partyjnych. To ze spółek nomenklaturowych wyrosły fortuny ludzi, spośród których wielu jest dziś obecnych na listach najbogatszych.”
Konsekwencją tej skandalicznej prywatyzacji był upadek całych gałęzi przemysłu, bezrobocie i spadek poziomu życia społeczeństwa.
Jesteśmy chyba jedynym w historii społeczeństwem, które nie osądziło winnych przestępstw i pozostawiło ich z pokaźnymi pensjami czy emeryturami (syndrom sztokholmski, czy może bardziej syndrom kolonializmu?).
W tym miejscu kończę te wspomnienia (w pigułce) przywołane ostatnimi wydarzeniami związanymi z przekazaniem przez panią Kiszczak dokumentów jej męża do IPN. Wywołało to wrzawę medialną, w której wielu jej uczestników próbuje podważyć ich prawdziwość. Osobiście myślę, że generał nie magazynowałby przez tyle lat bezużytecznej makulatury w swoim domu. Przypuszczam, że dzięki nim trzymał nie jednego na smyczy (świadczy o tym wiele podjętych w latach 90. fatalnych, złych decyzji). Kogo? Pewnie w niedługim czasie (po analizie wszystkich dokumentów) ich poznamy. Ponadto pamiętam „nocną zmianę”, gdzie obalony został Rząd Pana Premiera Olszewskiego i bezprawne zniszczenie (w jakim celu? – odpowiedź pozostawiam wyobraźni czytelników) wybranych dokumentów operacyjnych SB (21 wyrwanych kart dot. przeważnie notatek służbowych z rozmów operacyjnych T.W. „Bolka”) przez prezydenta Wałęsę. Jestem również zdumiony ilością wersji podawanych przez samego Lecha Wałęsę – raz było „tak”, za chwilę „inaczej”, a za kolejną chwilę kolejna wersja. Nie dziwię się, że przy takim potoku myśli można się pogubić.
Choć nie lubię również „gdybać” i wiem, że przeszłości nie da się cofnąć, to jednak zastanawiam się jakby potoczyła się nasza historia gdybyśmy na początku lat 90. (po pierestrojce i upadku ZSRR) działali bardziej zdecydowanie (-dekomunizacja). Czy nie zaprzepaściliśmy szansy, w przeciwieństwie do obywateli innych państw, stawiając tę „grubą kreskę”? Przypomnę, że „sprawiedliwość bez siły jest własną karykaturą”.
W jakim państwie byśmy żyli, gdyby prawda dzisiaj objawiona (a myślę, że to jeszcze nie koniec tych sensacji) była znana większości w tamtym czasie? Jestem przekonany, że bylibyśmy w zupełnie innej rzeczywistości zarówno gospodarczej, jak i politycznej, bez tego rozłamu społecznego, który nas wyniszcza od środka. No cóż, pozostaje wiara, że oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa – oby wcześniej niż później. Pozostaje jeszcze pytanie, co my z nią zrobimy?
Bogusław Perycz