GOŚCINNIE. Suwerenność myśli

2017-04-15 11:06:25

Historia jest nauczycielką życia, jak mawiają mądrzy ludzie, ale – jak dodają – nigdy się nie powtarza. Stąd nie zwalnia żyjących pokoleń od odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Warto jednak przejrzeć się w zwierciadle dziejów, szczególnie teraz, gdy jesteśmy w trakcie przygotowań do obchodów największych rocznic: stulecia odzyskania niepodległości (2018 r.) i zwycięstwa nad bolszewikami (2020 r.).


W 1914 r., gdy wybuchła I wojna światowa, polskie elity były przygotowane programowo i emocjonalnie, aby powalczyć o „pełną pulę” – o Niepodległą. Na czoło wysunęli się dwaj wizjonerzy Józef Piłsudski i Roman Dmowski, którzy stojąc po przeciwnych stronach wojennych okopów paradoksalnie uzyskali więcej osobno, niż gdyby wspólnie prowadzili jednostronną politykę. Obaj mieli jednak cechę wspólną: suwerenność myśli i celów. Inaczej mówiąc, byli lojalni jedynie wobec Polski, gotowi do utylitarnego jedynie traktowania „sytuacyjnych” sojuszników. Po powstaniu zjednoczonego rządu Ignacego Jana Paderewskiego w styczniu 1919 roku i Polski Odrodzonej z Naczelnikiem Państwa Józefem Piłsudskim na czele, pojawiły się nawet głosy o tym, że Polacy pewnie umówili się ze sobą na tę polityczną kłótnię, aby w latach 1914–1919 jak najwięcej uzyskać dla sprawy polskiej. Jak wiemy, tak nie było, ale to dobrze, że tak nas opisywano.

Prof. Jan Żaryn

Prof. Jan Żaryn

W sierpniu 1917 r. powstał w Paryżu – uznany przez Francję za jedynego reprezentanta interesów narodu polskiego i jego przedstawiciela – Komitet Narodowy Polski z Romanem Dmowskim na czele. Jego najbliższymi współpracownikami byli wybitni politycy polscy, w tym Ignacy Jan Paderewski i Maurycy Zamoyski. Pierwszy z nich był powszechnie znanym światowej sławy artystą, stąd łatwiej było mu dotrzeć do najważniejszych osób w świecie politycznym. Drugi – lojalny współpracownik Dmowskiego – posiadał własne pieniądze, które przeznaczył na rzecz dobra wspólnego oraz umiejętność budowania struktur (placówek dyplomatycznych tworzonych przez Komitet Narodowy Polski i jego poprzedniczkę – Centralną Agencję Polską w Lozannie) i dobierania kompetentnych współpracowników dla Pana Romana. Polityka polska realizowana przez to grono osób, poszerzone także przez przedstawicieli Naczelnika Państwa, była zatem w dobrych rękach.

Dmowski, jak wspominał jeden z współpracowników Stanisław Kozicki, miał genialną intuicję, przyrodzoną właściwość, pozwalającą mu na szybkie rozumienie zmiennej rzeczywistości politycznej, a także umiejętność bycia elastycznym i twardym jednocześnie, bez mylenia tych postaw w konfrontacji z realnym interesem polskim. Podczas konferencji pokojowej w Paryżu po zakończeniu I wojny światowej jako delegat Polski twardo zatem negocjował przyłączenie Wielkopolski i Pomorza w trakcie trwania Powstania Wielkopolskiego, równie twardo obstawał przy granicy polskiej na Zbruczu, mimo nacisków ze strony zachodnich partnerów, by w konflikcie polsko-ukraińskim zastosować kompromis i zgodzić się na „tymczasowy” podział Galicji. Z kolei znalazł w sobie elastyczność, by namawiać Polaków za przyjęciem tzw. małego traktatu wersalskiego, mimo że jego zapisy dotyczące praw mniejszości narodowych oddalały realizację głównego punktu programowego Ligi Narodowej (czyli jego własnego obozu politycznego) – budowy Polski narodowej.
Intuicja i realna ocena rzeczywistości kazały Romanowi Dmowskiemu od początku wojny uznać, że odzyskamy niepodległość i suwerenne państwo tylko i wyłącznie wtedy, gdy wojnę tę przegrają Niemcy, natomiast elastyczność pozwalała mu szukać zarówno zmiennych, jak i trwałych sojuszników. Przejawem tej umiejętności było opuszczenie Petersburga w 1915 r. i wyjazd na Zachód, gdzie w Lozannie założył Centralną Agencję Polską (zwaną też Agencją Lozańską). Nazwę zaczerpnął z historii sprzed przeszło stulecia, kiedy to po trzecim rozbiorze Rzeczpospolitej grupa byłych powstańców kościuszkowskich założyła dwie organizacje aspirujące do roli reprezentanta interesów Polski przy rewolucyjnej Francji: Deputację i właśnie Agencję. Praktycznym skutkiem ich działalności było powstanie Legionów Polskich we Włoszech, a zatem także i przyszłego hymnu Odrodzonej Polski.

Nie miejsce tu na szczegółową analizę działalności dyplomacji polskiej czasu I wojny światowej, ale warto zauważyć dwa istotne przykłady tejże aktywności.

Po pierwsze, Dmowski i jego przyjaciele polityczni pragmatycznie postawili pod koniec wojny na Francję (choć Wielką Brytanię Dmowski darzył od dawna większą sympatią), szukając kolejnych sojuszników, głównie w Stanach Zjednoczonych. Postawili też na stworzenie armii polskiej przy boku zwycięzców, czyli „Błękitnej Armii” przy boku Francji, którą ostatecznie dowodził gen. Józef Haller. Przypomnijmy, że było to blisko osiemdziesiąt tysięcy żołnierzy i oficerów uzbrojonych przez najlepszą armię świata, z artylerią i własnymi samolotami, zdolną do natychmiastowego wejścia w bój o granice państwa polskiego. Fakt ten zaowocował tym, że w 1919 r. podczas konferencji pokojowej Polska należała do koalicji dyktującej pokonanym traktat wersalski, a w pierwszą rocznicę zakończenia wojny polscy żołnierze defilowali wraz ze swymi towarzyszami broni z innych zwycięskich państw. Gospodarzem obrad była Francja, zatem sojusz z nią okazał się fundamentem wszystkich zdobyczy granicznych dotyczących polsko-niemieckich sporów, choć także fundamentem porażek, ze sprawą Śląska Cieszyńskiego, czyli sporem polsko-czechosłowackim, na czele. Przed obradami oraz w ich trakcie, na zapleczu głównych sal pałacowych w Wersalu, polscy intelektualiści zadbali o pozytywny PR na rzecz Polski. Do Paryża przybyli m.in. profesorowie historii Władysław Konopczyński, Wacław Sobieski i Oskar Halecki, by podczas licznych wykładów i spotkań lobbingowych nieść (sączyć) Francuzom (m.in. dziennikarzom i politykom) wiedzę o polskiej historii i geografii, w tym budować pozytywny klimat wspierający głównych negocjatorów.

Po drugie, w tej dziejowej chwili, gdy pod koniec I wojny światowej decydowały się losy pokoju i porządku światowego, w którym angielska równowaga sił ustępowała idei samostanowienia narodowego, byliśmy jako Polacy, z Romanem Dmowskim oraz Ignacym Janem Paderewskim na czele, wśród przechylających szalę fundamentalnego sporu na właściwą stronę. Dzięki temu padły ostatecznie Austro-Węgry, a czternastopunktowy program prezydenta Wilsona nie był już kwestionowany. Wraz z innymi narodami – szczególnie Europy Środkowej – staliśmy się beneficjentami wilsonowskiej zasady samostanowienia, którą następnie, ponownie środkami dyplomatycznymi, należało wyzyskać, a jednocześnie podważyć w punktach dla nas niekorzystnych (fundamentem suwerenności państwa polskiego było bowiem pozytywne rozwiązanie kwestii gospodarczych, czyli uzyskanie Górnego Śląska i dostępu do morza, niezależnie od składu etnicznego zamieszkującej tam ludności).

W tym kontekście wielkim dziełem Paderewskiego było dotarcie pod koniec 1916 r. (a zatem gdy Amerykanie byli jeszcze neutralni) do prezydenta Stanów Zjednoczonych. W efekcie w prezydenckim przemówieniu przed Kongresem USA w styczniu 1917 r. pojawiło się zdanie o wolnej Polsce. Gdy wiosną 1917 roku USA weszły do wojny, a w Rosji wybuchła rewolucja, zdanie to zaczęło – za sprawą polskiej dyplomacji – żyć i nabierać konkretnych kształtów. Ostatecznie zostało przyjęte jako cel wojny jeszcze w tym samym roku, przede wszystkim przez Francję, czego efektem było powstanie Komitetu Narodowego Polskiego w Paryżu (z siedzibą przy Avenue Kleber 11 bis, gdzie w setną rocznicę powinna powstać stosowna tablica pamiątkowa). A zatem sto lat temu nie mieliśmy własnego państwa, ale już stawaliśmy się zwycięzcami w wojnie i podmiotem przy tworzeniu pokoju, przede wszystkim europejskiego. Polska silnie zaznaczyła swoją obecność w światowej polityce. Stało się tak, niestety, po raz pierwszy i ostatni w XX wieku.

Miejmy nadzieję, że sto lat później, w latach 2017–2019, będziemy mieli podobne zdolności i intuicję przy naprawianiu Unii Europejskiej i tworzeniu warunków światowego bezpieczeństwa. Tylko jak to zrobić? Przedstawiona powyżej historia uczy nas, że tylko wtedy będziemy skutecznym podmiotem w polityce międzynarodowej, gdy jasno sformułujemy nasze – polskie – cele, a jednocześnie nie zamkniemy się w kokonie rzekomych niemożliwości i nie zejdziemy ze sceny, by pozostać na widowni, jedynie w roli biernego widza. Mam nadzieje, że weszliśmy już na scenę europejską, szukając na niej taktycznych sojuszników.

Dziś nasze cele wydają się równie jasne jak sto lat temu. To, po pierwsze, odbudowywanie chrześcijańskiej Europy. Jak mówił niegdyś Jan Paweł II, ten cel to nie zawłaszczanie historii Starego Kontynentu przez jeden porządek etyczny: „Jest bowiem historia Europy wielką rzeką, do której wpadają rozliczne dopływy i strumienie, a różnorodność tworzących ją struktur i tradycji jest jej bogactwem. Zrąb tożsamości europejskiej zbudowany jest [jednak] na chrześcijaństwie”. Cele utylitarne, tym bardziej wypływające z doktryn opartych na szukaniu wygody życia, nie mogą przesłonić prawdy o kulturze ludzkiej, kulturze europejczyków, która przez wieki oparta była (i nadal jest) na poszukiwaniu kontaktu z Bogiem. Na przekraczaniu ludzkich słabości w imię prawdy, nadziei i miłości. Świadczą o tym największe dzieła rąk, umysłu i serc ludzkich, z katedrami gotyckimi na czele i przepięknym malarstwem renesansowej Florencji.
Po drugie, celem polskiej polityki zagranicznej jest stałe monitorowanie dyplomacji amerykańskiej, by podtrzymać w niej ducha pamięci o prezydenturze Wilsona, a nie o twórcy doktryny izolacjonizmu, piątego prezydenta USA Jamesa Monroe’a. Po trzecie, w końcu, budowanie wielkiego bloku państw Europy Środkowo-Wschodniej, nawiązującego korzeniami do historii unii polsko-litewskich, przedmurza chrześcijaństwa i papieskiej Ligi Świętej, która potrafiła – za sprawą Jana III Sobieskiego – obronić w XVII wieku Europę przed islamskimi Turkami. Te trzy cele jawią się dziś jako tożsame z celem sprzed stu lat: aby Polska była Niepodległa.

By te cele osiągnąć , a przynajmniej o nie się starać, sami – my Polacy – musimy być ich pewni. Czy dziś są naszymi celami? W wewnętrznej polityce polskiej w ciągu ostatnich lat uczyniono wiele, byśmy totalnie się od siebie różnili, wręcz – byśmy się nienawidzili. Szkice zawarte w niniejszej publikacji mają charakter przyczynkarski. Jednak jako całość stanowią pewien fundament, wpisujący się w słowa wypowiedziane 25 maja 1972 r. w warszawskiej katedrze pw. św. Jana Chrzciciela przez Prymasa Tysiąclecia kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Za wszelką cenę trzeba bronić Narodu, jego dziejów, tradycji i kultury! (…) Polska ma wspaniałą przeszłość, ma swoje dzieje, swoją kulturę, literaturę, sztukę, rzeźbę (…) Naród bez przeszłości jest godny współczucia. Naród, który nie może nawiązywać do dziejów, który nie może wypowiedzieć się zgodnie ze swoją własną duchowością – jest narodem niewolniczym”

Jan Żaryn

Wstęp do książki
„Polska pamięć
o historii i polityce historycznej” autorstwa profesora Jana Żaryna,
która ukaże się tuż po Świętach
Wielkiejnocy nakładem
wydawnictwa Patria Media.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *