SIEDŹ CICHO I PŁAĆ

2016-10-27 2:23:20

Znowu podnoszą się głosy o potrzebie nowelizacji Ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Nic dziwnego. Warto przypomnieć fakt, że ostatnią jak dotąd istotną zmianę w tej ustawie, pozwalającą m.in. na ograniczoną co prawda, ale jednak możliwość wyłaniania wspólnot mieszkaniowych wprowadził Sejm w okresie poprzednich rządów Prawa i Sprawiedliwości, natomiast wszystkie obiecywane szumnie zmiany w okresie rządów Platformy Obywatelskiej zakończyły po cichutku swój krótki żywot w sejmowych kuluarach…

Tymczasem nadal mamy w skali kraju kilkumilionową grupę dyskryminowanych obywateli. Czy ustawodawca zwróci w końcu uwagę na szerzące się obecnie „wyjęcie spod prawa” tysięcy obywateli i zdanie ich na „widzi mi się” zarządów spółdzielni. A tak obecnie jest. Przykład pierwszy z brzegu – nie będący spółdzielcą właściciel wyodrębnionego lokalu w spółdzielczym bloku, posiadającego własną księgę wieczystą posiada obecnie w relacjach ze spółdzielnią jedynie obowiązki. Taka osoba nie ma żadnego wglądu w spółdzielcze dokumenty, mało tego, nie posiada żadnego wpływu na decyzje zapadające w spółdzielni, w tym dotyczące lokalu, którego jest prawnym właścicielem. Swoich racji nie może wyrazić nawet na walnym zgromadzeniu, ponieważ jako osoba nie będąca spółdzielcą nie posiada prawa wstępu na salę obrad… Automatycznie cisną się pytania: Co z Konstytucyjnym prawem własności? Gdzie Trybunał? Czy tak działa państwo prawa? Oddając przymusowo zarząd nad prywatną własnością (w tym wypadku nieruchomością) obywatela w ręce podmiotu gospodarczego (spółdzielni), w której tenże obywatel nie posiada prawa głosu i ani on, ani nawet samo państwo nie może w żaden sposób tej spółdzielni kontrolować?

Kolejna sprawa to odbieranie niektórych, elementarnych praw samym spółdzielcom. Modelowym wręcz przykładem jest brak możliwości ustanowienia pełnomocnika na walne zgromadzenie w wielu spółdzielniach (chociaż już nie we wszystkich). Jak wiadomo obecnie można głosować poprzez pełnomocnika w wyborach parlamentarnych, prezydenckich, a nawet zawrzeć związek małżeński. Jednak członek legionowskiej spółdzielni może w walnym zgromadzeniu członków wziąć udział albo osobiście, albo wcale. A cóż to za „prawo” zabraniające zapracowanemu albo choremu spółdzielcy upoważnienie współmałżonka albo innej osoby, żeby głosowała w jego imieniu? Przecież walne zgromadzenie podejmuje kluczowe decyzje dla mienia i finansów tego spółdzielcy. Pomimo tego na zebranie legionowskiej spółdzielni żaden pełnomocnik nie ma wstepu. Czy taki zapis służy zwykłym spółdzielcom? Z jakiej epoki pochodzi? Aż zacytuję § 25 ust 1 Statutu SML-W: „Członek może brać udział w Walnym Zgromadzeniu tylko osobiście”.

M. Robert Szymański - muzyk, absolwent Politechniki Warszawskiej. W 2009 wraz z sąsiadami wyłonił z zasobów SML-W r. pierwszą w Legionowie wspólnotę mieszkaniową w pełni zarządzaną przez właścicieli. Przewodniczący jej Zarządu.

M. Robert Szymański – muzyk, absolwent Politechniki Warszawskiej. W 2009 wraz z sąsiadami wyłonił z zasobów SML-W r. pierwszą w Legionowie wspólnotę mieszkaniową w pełni zarządzaną przez właścicieli. Przewodniczący jej Zarządu.

Sprawy, o których piszę to niestety tylko wierzchołek góry lodowej, dlatego uważam, że nowelizacja Ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych i likwidacja archaicznych, „pańszczyźnianych” zapisów jest niezbędna. Jednak śmiem twierdzić, że z tych planów niewiele wyniknie tak długo, dopóki zwykli spółdzielcy i właściciele będą zadowoleni z istniejącego stanu rzeczy lub, co zdarza się o wiele częściej – pozostaną bierni. Bo spółdzielcze lobby prezesów i zarządów z całą pewnością bierne nie pozostanie.

Wystarczy wspomnieć całkiem niedawno kolportowane w legionowskich, spółdzielczych blokach ankiety z podziękowaniami dla (byłego obecnie) lokalnego posła za to, że wycofał swoje poparcie dla bardzo dobrego projektu nowelizacji Ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych zgłoszonego w czasach rządów Platformy Obywatelskiej? Wyglądało to tak, jakby legionowscy spółdzielcy w podzięce za tę rezygnację błyskawicznie zredagowali, wydrukowali i rozkolportowali w tysiącach egzemplarzy ankiety poparcia. To niespotykany gest w obecnych czasach, zważywszy, że cała operacja druku i kolportażu musiała przecież niemało kosztować. A może było tak, że ktoś zadecydował i rozkolportował, a ktoś inny za to zapłacił…?
M. Robert Szymański

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *