PASJE. Nowe życie antyków
2017-02-11 8:30:06
Kiedy pan Eugeniusz Walczuk (72 l.) z Legionowa opowiada o politurowaniu, na twarzy widać rozmarzenie. Gdy mówi o fornirze, masie perłowej czy szlifowaniu jest niemal wniebowzięty. Kiedy zaś wspomina setki zabytkowych mebli, które udało mu się odnowić, w jego głosie jest tyle zapału i satysfakcji, że tylko pozazdrościć.
O tym, że w przyszłości będzie zajmował się stolarstwem, wiedział właściwie od początku, czyli od roku 1959. Odwiedził wówczas brata, który praktykował u mistrza stolarskiego w zakładzie w śródmieściu Warszawy na dawnej Chmielnej, gdzie teraz stoi Pałac Kultury. – Od razu czułem, że to będzie moja przyszłość – mówi.
Jak postanowił, tak zrobił. Najpierw ukończył szkołę zawodową, potem zaliczył kursy w cechu rzemieślniczym, pierwsze doświadczenia zdobywał w firmie prywatnej, a następnie trafił do zakładów im. Kasprzaka na Woli. Wielu kojarzy to przedsiębiorstwo z wyrobami elektrycznymi i elektronicznymi, tymczasem warto wiedzieć, że w tamtych czasach działał tu specjalny oddział wojskowy. Produkowano w nim drewniany osprzęt dla pojazdów armii Układu Warszawskiego – m.in. biurka, łóżka, stoliki dla aut sztabowych, amfibii i innych, żeby – jak mówi p. Eugeniusz – wojskowym na manewrach było wygodnie.
– Dostarczali do nas gołe samochody – polskie stary, czeskie pragi, a myśmy je wyposażali w meble.
Były też zajęcia bardziej pokojowe, chociażby wyrób obudów dla aparatów radiowych, adapterów a później telewizorów.
Praca była spokojna, koledzy sympatyczni, od czasu do czasu przyznawano premie. Przy okazji zaocznie skończył technikum rzemiosł artystycznych. Koledzy żartowali nawet, że szykuje mu się posada kierownika, jako że w ekipie mało kto – włącznie z szefem – ukończył szkołę zawodową. Te perspektywy nie zachwycały pana Eugeniusza. Zarobki były marne, ledwo wiązał koniec z końcem i po trzech latach postanowił znaleźć coś bardziej dochodowego. A że stolarstwo nie dawało perspektyw na poprawę sytuacji, zdecydował się na inną branżę.
Pocztówki
W latach 60. niezwykłą popularnością cieszyły się pocztówki dźwiękowe. Nagrywano na nich życzenia z różnych okazji, wypuszczano setki tysięcy sztuk z piosenkami polskimi i zagranicznymi. W kraju nie było wtedy mowy o jakichkolwiek prawach autorskich, więc melodia nagrana jednego dnia z radia na magnetofon, następnego ranka trafiała na rynek na pocztówce. Do takiej prywatnej wytwórni trafił na jakiś czas pan Eugeniusz.
Praca nie była trudna, a zarobki wysokie. Z czasem pocztówki zastąpiono płytami tłoczonymi, a kiedy w początku lat 70. pojawiły się przepisy o prawach autorskich, złoty biznes się skończył. Trzeba było szukać nowego fachu, więc pan Eugeniusz wrócił do stolarki.
Ojciec Mateusz
Trochę się bał, że po kilkuletniej przerwie zapomniał swoich umiejętności, ale szybko znalazł zajęcie w prywatnym zakładzie. Potem było parę innych warsztatów, aż w początku lat 80. założył własną firmą. Jej siedziba zmieniała się kilkakrotnie; ostatecznie trafił do Jabłonny. Przy okazji w roku 1990 zdał upragniony egzamin mistrzowski.
Przez ten czas pracował dla różnych instytucji. Odnawiał sprzęty w pałacu w Jabłonnie, w gmachu związków zawodowych przy ul. Miodowej w Warszawie, w hotelu Europejskim, Zamku Królewskim, w Pałacu Kultury.
Restaurował różne meble, a niektóre pamięta do tej pory. Jednym z nich jest stół z popielnicą pod blatem w pałacu w Jabłonnie. Satysfakcja z dobrze wykonanej roboty była tym większa, że ówczesny dyrektor obiektu początkowo nie wierzył, że renowacja się uda.
Z rozczuleniem wspomina jedno z największych wyzwań – odnawianie mahoniowych drzwi wejściowych w hotelu Victoria, które poobijali kelnerzy wózkami z jedzeniem. Czasu było niewiele, musiał zdążyć z robotą na bal sportowców, ale sprężył się i wykonał zadanie.
Pan Eugeniusz nie pamięta dokładnie, ile mebli odnowił. Może setki, a może tysiąc. W każdym razie było ich tyle, że niektórych nawet by teraz nie poznał.
Wielkiej przyjemności doznaje, gdy widzi „swoje” meble w telewizji w reportażach lub w filmach. Kilka z nich występowało nawet jako wyposażenie siedziby biskupa w serialu „Ojciec Mateusz”.
Sentymentalni klienci
Pan Eugeniusz nie poprzestaje na usługach dla instytucji. Odnawia też sprzęty dla osób prywatnych.
Klienci przynoszą różne rzeczy – sypialnie, szafy, stoły, kredensy, krzesła. Przychodzą z nimi głównie ludzie starsi. Niektórzy dziedziczą umeblowanie po kilku pokoleniach przodków. Jedni trzymają je ze względów sentymentalnych, inni lubią antyki, jeszcze kolejni liczą na wzrost ich wartości, bo im mebel starszy, tym cenniejszy.
Większość zabytkowych mebli wykonywano z drewna orzechowego, mahoniu, palisandru, dębu. Inne gatunki trafiają się rzadziej. Pan Eugeniusz przyznaje, że największą przyjemność sprawia mu praca przy szlachetnych odmianach, jakkolwiek drewno pospolite jest łatwiejsze w obróbce. Pan Eugeniusz zachwala topolę (wdzięczna do pracy, bo miękka), brzozę, którą można barwić na każdy kolor, wytrzymały jesion. O iglakach wyraża się bez specjalnego szacunku.
Oko zegarmistrza
Niektóre czynności wymagają precyzji wręcz zegarmistrzowskiej. Tak jest na przykład przy fornirowaniu, szczególnie gdy powłoka nie jest zbyt gruba. Naprawdę bardzo trzeba się starać, żeby nie przeszlifować forniru o grubości 0,8 mm. Pan Eugeniusz twierdzi, że niekiedy o wiele łatwiej zrobić nowy mebel o wyglądzie antyku niż odrestaurować stary.
Nasz rozmówca stara się wykorzystywać techniki i metody dawnych mistrzów, ale czasami używa materiałów współczesnych ze względu na ich lepsze parametry. Dotyczy to chociażby kleju stolarskiego. Niemniej jednak w jego magazynie pełno jest surowców opartych na starych recepturach. Trzyma też najmniejsze kawałki starego forniru, szlachetnych odmian drewna.
– Jeśli mam antykom dawać nowe życie, to trzeba je odnawiać w ten sposób, by wyglądały tak samo tak przy narodzinach – tłumaczy
Ostatnio podjął się nader trudnego zadania – renowacji ponad dwustuletniego stolika z palisandru. Ozdobny blat mebelka wyłożony jest masą perłową i inkrustowany kwiatkami z drucików z różnych metali.
– To prawdziwe cacko, wręcz perełka wśród sprzętów, jakie dotychczas widziałem. Długo zastanawiałem się, jak ówcześnie majstrowie zdołali umieścić cienkie druciki w blacie, aż w końcu rozwiązałem zagadkę – opowiada z przejęciem pan Eugeniusz. – Zapewne wykonali matrycę, do której przytwierdzili druciki, a potem wciskali je w drewno, rozmiękczone gotowaniem w wodzie.
Nauka czyni mistrza
– Kiedyś – mówi p. Eugeniusz – jak się było na praktyce, to dopiero pod koniec nauki mistrz odkrywał sekrety fachu. Teraz można wydrukować mebel na podstawie zdjęcia. Poza tym obecnie są o tyle lepsze materiały i technika, że możemy mówić o całkiem nowym stolarstwie.
Pan Eugeniusz ciągle zdobywa wiedzę. Ma wiele fachowych książek i albumów, regularnie odwiedza muzea, by podpatrywać stare style i badać tajemnice dawnych mistrzów. Często wymienia się doświadczeniami z fachowcami z pracowni konserwacji zabytków. Czasami oni doradzają mu co i jak, czasami on dzieli się swoimi sekretami.
Swoje umiejętności praktyczne doskonali na co dzień. Sam zabrał się za polerowanie, czynność, którą kiedyś wykonywały kobiety, jako że jest to praca żmudna i wymagająca cierpliwości. Lubi meble politurowane, bo politura pięknie pokrywa i uszlachetnia drewno, uwidacznia słoje, choć – niestety – jest niepraktyczna. Politurowany blat odparza się, gdy postawi się na nim się gorące naczynie, więc pan Eugeniusz zaleca używanie podkładek lub lakierowanie wrażliwych części mebli.
Kilka sprzętów wykonał na użytek swojej rodziny. Dla syna sporządził kredens na całą ścianę z dębu i orzecha, we swoim domu postawił kilka odnowionych antyków. Jak mówi, zrobił je po to, żeby ludzie pamiętali, że w rodzinie był stolarz–artysta.
Zbigniew Czarnecki
Renowacja Mebli Stylowych „ANTYKI”
Eugeniusz Walczuk
Jabłonna, ul. Modlińska 198
tel. kom. 510–186–791