Nasze Wilkowyje. Broda
2022-02-13 12:26:56
Solejuk zapuścił brodę. Mówi, że na drwala, ale mnie się widzi, że na kołtun. Co gorsza na żonę się zapatrzył i filozofuje. Co kiedyś obciach – mówi – dzisiaj moda. Jak za młodu w lesie drzewo my ściągali całe lato i zarosło mnie się trochu, to jak pojechałem do miasta kasę wydać, taki jeden mówi: O, popatrz drwal. Aż mu musiałem pizdnąć i kasa na kolegium karne poszła. A teraz idę przez Radzyń, miasto duże, a tu taki jeden w okularkach z podziwem do mnie: O, na drwala, też bym chciał, ale nie rośnie.
Gdybym to wiedział wtedy – mówi – to bym podartych portków nie wyrzucał. Dziurawe buty też gdzieś miałem, tej mody jeszcze nie ma, ale jak nie ma to będzie. Ba, im dłużej nie ma, tym szybciej będzie.
Co racja, to racja – mówi Japycz. Kiedyś moda taka była, żeby rządy ludziom żyć pomagały, a teraz odwrotnie.
Cholercia, myślę, wszyscy tacy mundrzy, to i ja cuś powiem. Ale nie wiedziałem co, więc pomilczałem tylko mądrze, pokiwałem głową, wszyscy mi odkiwnęli i okazało się, że filozoficznie to można nawet nic nie mówić. Trzeba zapamiętać i innym przekazać. Zwłaszcza tym, co głupoty opowiadają.
Moja baba – mówi Solejuk ni w pińć ni w dziwińć – takiego profesura od etyki miała, co żonę bił. No to go pytają jak to jest, a on na to, że drogowskaz nie kroczy po drodze, którą wskazuje. Wtedy – mówi – nie zrozumiałem, ale teraz jak maturę zaocznie robię, to myślę, że ten profesur to w ogóle prorok jakiś. Gdzie nie spojrzysz jakiś drogowskaz jedno mówi, drugie robi. Dawniej to grzech był, a teraz, kurde, normalność. Jak te podarte spodnie.
No co tu gadać, panika nas trochu ogarnęła, co ta wiedza z ludźmi robi. Solejuk nie dość, że modny, to jeszcze zmądrzał. Japyczowi konkurencję robi. Niebezpieczne czasy. Milczenie zapadło, aż tu Hadziuk pyta: A co ty Solejuk taki pochylony pijesz? A bo jak się wyprostuje to mi piwo z brody kapie na brzuch.
No myślałem, że ze śmiechu ławeczkę nam przewali. Behawioralna introspekcja – mówi Solejuk. Ale zanim my się zdążyli zapytać co za pies, to akurat Soeljukowa z siekierą przyszła. Nie żeby żal jakiś do kogo miała, ino nową kupiła i Solejuka do rąbania drzewa do kominka pogoniła. No to drwal będzie drwalem. Jest jakiś porządek na tym świecie mimo wszystko.
Co było potem, nie do końca pamiętam. Nie że my się jakoś szczególnie uszmotruchali, ale że Japycz takie mądre rzeczy mówił, że mnie zgubił. A jak Japycz mnie gubi, to na dobre. Pomyślałem ja sobie o mojej Joli, co to za mną z siekierą nie gania i o dzieciaczkach moich, co z radością głosują co tydzień jaki kolor włosów mam mieć i tak mi się jakoś zrobiło ciepło, że popłynąłem. No szkoda gadać, nawet łezka mi poszła. Japycz myślał, że to z zachwytu nad jego mądrością, a to z zachwytu nad życiem było, że jest i że idzie je przeżyć po swojemu i po szczęśliwemu, jeśli bliskich przy sobie masz, a świat się zanadto nie wtrąca. Bo ja ze światem taki pakt mam, że jak on się nie wtrąca w moje sprawy, to ja się nie wtrącam w światowe. Ja wiem, że świat jest i wiem, że świat nie wie, że ja jestem i to mi się całkiem podoba. Nawet jak pod sceną ludzi trochu mniej, to się nie obrażam, widać swoje sprawy mają ważniejsze niż pietrkowe śpiewanie. Bo w tym życiu wiele rzeczy ważnych jest i jeszcze trochu ważniejszych, a dla każdego co innego. I nie ma się co obrażać, że inni myślą tak jak myślą, byleby myśleli. To akurat Japycza, nie moje, ale trafne.
Jak my się następny raz na ławeczce spotkali, to Solejuk był wygolony na czysto. Poważny człowiek – mówi – przedsiębiorca przez żonę, były polityk lokalnego, ale jednak szczebla, ojciec dzieciom, dziadek – czy ja się muszę za drwala przebierać, żeby szacunek ludzki mieć?
Zapultali my się trochu ze śmiechu, ale nieznacznie, w trakcie picia, to na bąbelki w nosie poszło, poklepali my Solejuka i mówimy: Szacun, brachu. Każden jeden może być sobą, nawet Solejuk..
Pietrek