Sześciolatki uratowane

2016-01-05 11:47:01

Kiedy zaczynaliśmy akcję sprawa wydawała się zupełnie beznadziejna. Nie mieliśmy pieniędzy, nie mieliśmy zbyt wiele czasu ani struktur, ani silnego lobby, które wsparłoby naszą sprawę. Niczego co dawałoby choćby cień nadziei na powstrzymanie jednej ze sztandarowych reform rządu. Po naszej stronie były „tylko” tysiące rodziców (oraz nauczycieli) rozproszonych po całej Polsce, którzy dobrze wiedzieli to co my: że ratowanie ZUS, przez skrócenie edukacji i wysłanie dzieci o rok wcześniej na rynek pracy, to nie jest dobry pomysł.


Z każdym dniem trwania akcji Ratuj Maluchy rzeczywistość dostarczała nam argumentów, że obowiązkowe posłanie do szkół wszystkich sześciolatków będzie dla nich krzywdą. Rząd zamiast zacząć inwestować w edukację, podnosić standardy, szkolić nauczycieli, postanowił zaoszczędzić na tej zmianie. Cała energia kolejnych pań minister edukacji szła w propagandę, którą serwowano społeczeństwu nie tylko z reklam w TV, dopisków w serialach ale nawet z ulotek rozdawanych w pociągach. Odpowiedzialność za zmianę zrzucono na samorządy a ministerstwo było odporne na wszelkie skargi. Sześciolatki trafiły do ławek, zaczęto je traktować jak uczniów, zapominając, że jednym z głównych składników gotowości szkolnej jest odpowiednia dojrzałość emocjonalna, której dzieci w tym wieku w zdecydowanej większości nie mają. A do tego jeszcze, z czego dziś mało kto zdaje sobie sprawę, podstawę programową napisano biorąc pod uwagę przede wszystkim  interesy wydawców podręczników a nie uczniów.

Rodzice dobrze wiedzieli, że nikt inny nie stanie za nich w obronie dzieci. I że warto działać, nawet jeśli wielu będzie się śmiało, że to walka z wiatrakami.

Pierwsza inicjatywa pod hasłem „Sześciolatki do przedszkola” połączyła głos protestu blisko 350 tysięcy osób z całego kraju. Zebranie tak dużej liczby podpisów (ponad trzykrotność wymaganej) była możliwa tylko dzięki ponadprzeciętnemu zaangażowaniu tysięcy matek i ojców, którzy na potrzeby tej inicjatywy oddawali niekiedy cały swój wolny czas. Dzięki temu udało się niejako „odroczyć wyrok” – przez kolejne kilka lat rodzice mogli sami decydować czy chcą wcześniejszej edukacji szkolnej dla swoich sześciolatków. Kolejna akcja w 2013 roku doprowadziła do zebrania blisko miliona głosów poparcia pod wnioskiem o referendum edukacyjne. Niestety rząd nie miał ochoty konsultować zmian w edukacji ze społeczeństwem
– wniosek od razu odrzucono a z takim mozołem zbierane, obywatelskie podpisy trafiły do sejmowej niszczarki. Ostatnia inicjatywa zakończyła się w roku 2015. Pod apelem „rodzice chcą mieć wybór” ujętym w projekt podpisało się 300 tysięcy obywateli. Krótko przed wyborami prezydenckimi, jawnie ignorując wolę społeczeństwa, sejmowa większość odrzuciła wniosek już w pierwszym czytaniu. Marszałek sejmu, Radosław Sikorski nie znalazł nawet 5 minut, żeby porozmawiać z grupą rodziców, którzy przynieśli podpisy do sejmu. Prezydent Bronisław Komorowski w żaden sposób nie ujął się za protestującymi rodzicami.

Ratujmy Maluchy_Okładka_Net

Co się wydarzyło potem wszyscy wiemy. Butna władza została ukarana za pogardę dla zwykłych obywateli.

I wreszcie w ostatnich dniach stało się to na co tysiące rodziców czekało od wielu lat. Sejm tuż po świętach Bożego Narodzenia przyjął  projekt zmiany ustawy zakładający zniesienie obowiązku szkolnego 6-latków. Senat również poparł nową ustawę, która czeka już tylko na podpis prezydenta, o którego przychylność dla tej konkretnej sprawy nie musimy się martwić. Od teraz rodzice sześciolatków będą mogli sami podejmować decyzję o edukacyjnym starcie swoich dzieci.

Może ktoś myśli nadal, że mały Dawid nigdy nie ma szans pokonać wielkiego Goliata. Ale ja z własnego doświadczenia wiem, że to jest możliwe.

Tomasz Elbanowski

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *