SENSACJE XXI WIEKU. Na tropie srebrnego skarbca
2015-12-05 2:45:45
Na jednej z tych łyżek jest napisane „Fraget”, co dowodzi, że wykonana była w warszawskiej manufakturze.
Mamy kolejne sensacje o srebrnych przedmiotach znalezionych przy łajskich górkach. Krok po kroku odkrywamy więc pasjonujące szczegóły i układamy je w logiczną całość. W tym odcinku prezentujemy zdjęcie i kilka informacji o 3 srebrnych łyżkach, które pochodzą z górek w okolicach Łajsk, w powiecie legionowskim.
W „Jarmarku Mazowieckim” z 24 listopada przedstawiliśmy opowieść pana Grzegorza Marciniaka o srebrnych przedmiotach, które znajdowały się w pobliżu Łajsk, na terenie nieczynnej strzelnicy. W wielkim skrócie przypominamy – pod koniec II wojny światowej i tuż po jej zakończeniu „Ruski”, który służył w niemieckim wojsku płacił okolicznym mieszkańcom np. srebrnymi łyżkami za wódkę i jedzenie. Po alkoholu mówił, że to Niemcy gruz przywieźli, a on stamtąd miał to srebro. Takie łyżki w ramach zapłaty otrzymał między innymi Jan Osiecki, teść pana Grzegorza. Ponadto kilkanaście lat po wojnie szwagier pana Marciniaka znalazł przy strzelnicy paterę ze srebra. Skąd te drogocenne rzeczy się tam znalazły i czy stara strzelnica nadal skrywa wartościowe przedmioty? By odpowiedzieć na to pytanie, nasza redakcja zwróciła się o pomoc do Muzeum Historycznego w Legionowie. 26 listopada ponownie przyglądaliśmy się górkom strzelniczym, tym razem jednak w towarzystwie archeologów oraz obecnych i emerytowanych pracowników Muzeum.

Na jednej z tych łyżek jest napisane „Fraget”, co dowodzi, że wykonana była w warszawskiej manufakturze

Grzegorz Marciniak ujawnia szczegóły
Srebrne łyżki
Srebrne łyżki stołowe, o których opowiadał Jan Osiecki, państwo Marciniakowie niedawno znaleźli na strychu. – Zapewne schował je tam teść, bo przez pewien okres po wojnie nie wolno było mieć złotych czy srebrnych przedmiotów, które nie były rodowe. Na jednej z tych łyżek jest napisane „Fraget”, co dowodzi, że wykonana była w warszawskiej manufakturze. Na drugiej znajduje się napis „Norblin”, natomiast na trzeciej widnieje tylko próba – 800. Wydaje się, że ta trzecia łyżka jest najstarsza i wyprodukowana została w XVIII w. – informuje Grzegorz Marciniak. Na tych łyżkach nie ma jednak monogramów, czyli inicjałów właścicieli. W efekcie to uniemożliwia ustalenie, z jakiego majątku, dworu czy pałacu zostały skradzione przez Niemców. Posiłkując się wspomnieniami Jana Osieckiego, który wiedział, że „Ruski” miał cenne przedmioty z gruzu, jaki Niemcy przywieźli na strzelnicę podczas Powstania Warszawskiego, można zastanawiać się, czy gruz ewentualnie nie był np. z pałacu w Jabłonnie, Górze albo Poniatowie, tj. miejscowości w powiecie legionowskim. Ta trzecia możliwość jest jednak najmniej prawdopodobna, bo pan Marciniak jeszcze w 70. latach XX w. rozmawiał z woźnicą hrabiego Grocholskiego, czyli właściciela pałacu w Poniatowie. Woźnica przekonywał, że Grocholskim udało się wywieźć majątek podczas wojny.
Międzywojenna mapa – po lewej strzelnica obok Łajsk, po prawej – na Nowopolu
Mapa na wagę złota
Jacek Szczepański, dyrektor Muzeum Historycznego w Legionowie udostępnił nam bardzo cenną mapę, dzięki której wiadomo, że tajemnicze wzniesienia w lesie obok Łajsk rzeczywiście są pozostałością strzelnicy. Mapa ta została wydana przez Wojskowy Instytut Geograficzny przed II wojną światową, około 1936 albo 1937 r. Dokładnie widać na niej usytuowanie czterech głównych wzniesień, tzw. kulochwytów. Na mapie zaznaczona jest także droga dojazdowa do tej strzelnicy, natomiast nie ma zaznaczonego wiaduktu, przy którym miał swoją skrytkę wspominany w tekście „Ruski”. Ze wspomnień teścia pana Grzegorza Marciniaka wynika, że ten wiadukt w czasie wojny i po jej zakończeniu kończył się w Skrzeszewie w polu. Jak dowiadujemy się od dyr. Szczepańskiego, w 1937 r. tego wiaduktu jeszcze nie było.
– W latach 1938-1939 Polskie Linie Kolejowe wybudowały nową linię kolejową z Legionowa przez Skrzeszew do Nasielska. Był to łącznik kolejowy, który skracał drogę z Warszawy do Gdyni. Stąd wiadukt nad torami i stacja w Skrzeszewie oraz most na Narwi, który na początku września 1939 r. polskie wojska wysadziły w powietrze – informuje dyrektor. Dyrektor Szczepański twierdzi, że te górki w pobliżu Łajsk były częścią strzelnicy, której istnienie jest udokumentowane na mapach z okresu międzywojennego. Ze strzelnicy korzystały także wojska niemieckie w czasie I wojny światowej, o czym również jest mowa w archiwalnych rozkazach z 1916 r. – Wzniesienia te były kulochwytami. Dowodem na to są liczne łuski od karabinu Mauser tu wykopane. Jest prawdopodobne, że strzelnica została wybudowana jeszcze przed I wojną światową dla armii carskiej – mówi Jacek Szczepański. Dyrektor dodaje, że w latach 1944-1945 w pobliżu strzelnicy przebiegała linia frontu radziecko-niemieckiego. Stacjonowały tam jednostki należące do IV Korpusu SS. Osoby zainteresowane tematem odsyłamy do książek „Powiat Legionowski. Przewodnik Subiektywny” i „Niemiecka piechota zapasowa 1915-1918”.
Strzelnica kiedyś i dziś
Wgląd do archiwalnej mapy z zaznaczoną strzelnicą pozwolił nam w dziennikarskim „śledztwie” wyciągnąć ciekawy wniosek. Na wspomnianej mapie są zaznaczone 4 wzniesienia-kulochwyty. Obecnie niedaleko siebie są jednak tylko 3 górki, co daje prawo przypuszczać, że przerwa między którymiś została zasypana. Do tego mógł posłużyć na przykład zwożony gruz w sierpniu 1944 r. To jest prawdopodobne, ale nie mamy 100 proc. pewności, gdyż nieopodal jest jeszcze jedno wzniesienie. Ma ono dziwny kształt, jakby niegdyś płynął tamtędy ciek wodny. Po co jednak niemieckie wojska zwoziły gruz w te okolice? Czy żołnierze nie wiedzieli, że są w nim cenne przedmioty? Na te i inne pytania będziemy starali się znaleźć odpowiedzi, by podzielić się nimi z czytelnikami.
Obecnie pozostałości strzelnicy znajdują się w Lasach Legionowskich między Łajskami a Legionowem. Natomiast na mapie z 1937 r. strzelnica była częścią Majątku Poniatów. – Moi teściowie dopiero po wojnie, w latach 1946-47 sadzili tam las. Wcześniej znajdowały się pola uprawne – wyjaśnia Grzegorz Marciniak

Ekipa z oględzin potencjalnego skarbca (zdjęcie robił Grzegorz Marciniak, główny informator)
Efekty oględzin
W czwartek 26 listopada pracownicy Muzeum Historycznego, w tym archeolodzy w towarzystwie dziennikarzy i Grzegorza Marciniaka oceniali na łajskich górkach możliwość przeprowadzenia badań i wykopalisk. – Jestem dość sceptycznie nastawiony do faktu czy coś tam zostało, o ile w ogóle było. Ten teren, tak jak sugeruje pan Marciniak, został sprawdzony przez Rosjan. Ostatnimi czasy został także mocno przechodzony przez ludzi z wykrywaczami metalu. Wystarczy popatrzeć na pozostawione ślady. Procedura jest taka, że na użycie sprzętu typu georadar trzeba wystąpić o pozwolenie do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, następnie do właściciela terenu, w tym przypadku nadleśnictwa. Zrobienie takich badań nie byłoby jednak problemem. Muzeum nie posiada odpowiedniego sprzętu, natomiast mogłoby zainicjować albo współuczestniczyć w takich badaniach – informuje Wawrzyniec Orliński, wicedyrektor Muzeum Historycznego. Realnie takie prace mogłyby się rozpocząć nie wcześniej, jak na wiosnę 2017 r. Potrzebna jest także do tego jakaś inicjatywa, np. społeczna, muzealna albo Towarzystwa Przyjaciół Legionowa.
Olga Gajda