Robert Szydlik: czarny koń tych wyborów?
2019-10-11 11:38:56
Robert Szydlik nr 12 na liście PiS do Sejmu i prof. Jan Żaryn kandydat do Senatu ponownie
Obnecny wicestarosta wołomiński lata temu pracował w naszej redakcji, a od 23 lat stale współpracuje z naszym tygodnikiem regularnie publikując na łamach, przeważnie artykuły o tematyce historycznej. Po nieoczekiwanej nominacji ze strony Wicepremiera Jacka Sasina ubiega się o mandat Posła RP tej ziemi. Biorąc pod uwagę mocne samorządowe doświadczenie i bardzo aktywną kampanię wyborczą można postawić tezę, że szanse Roberta Szydlika na zdobycie poselskiego mandatu są bardzo realne.
Co skłoniło Pana do ubiegania się o poselski mandat?
Jeszcze w czerwcu, gdy mnie o to pytano, stanowczo i z przekonaniem zaprzeczałem. Nie planowałem udziału w tych wyborach. Od 10 mies. pełnię funkcję wicestarosty wołomińskiego. To ogromny powiat, bardzo ludny, więc pracujemy naprawdę ciężko i zdecydowanie dłużej niż 8 h dziennie. Do tego dochodzi udział w wielu wydarzeniach w soboty i niedzielę. Skupiłem się na pracy w przekonaniu, że trzeba jak najlepiej wypełnić misję, która z założenia ma trwać pięć lat.
A jednak podjął się Pan wyzwania…
Każde ugrupowanie chce wystawić mocną listę z rozpoznawalnymi kandydatami. Od początku lipca kolejni Posłowie Prawa i Sprawiedliwości, Wicepremier Jacek Sasin, Wicemarszałek Senatu Maria Koc a także Senator RP prof. Jan Żaryn, z którym bardzo blisko współpracuję, namawiali mnie, żebym wystartował. Przekonywali, że cieszę się dobrą opinią i jestem osobą rozpoznawalną, bo chyba jako jedyny samorządowiec z powiatu dość regularnie pojawiam się w mediach krajowych, w radiu i telewizji. Przypominali mi też, że choć startowałem do Powiatu z dalszego miejsca na liście, to osiągnąłem najlepszy wynik, a gdy wybierano mnie na wicestarostę, uzyskałem także poparcie części radnych spoza Prawa i Sprawiedliwości.
Dla wielu postronnych obserwatorów taka ścieżka „kariery politycznej” wydawała się oczywista. Spotykał się Pan często z Prezydentem, z Premierem RP…
Chyba nie tak często, ale te spotkania rzeczywiście były. Wynikały one z mojego zaangażowania w samorząd ale też udział w pracach Rady ds. Numizmatycznych przy NBP, czy projektowanie dwóch kolejnych odznaczeń – prezydenckiego Krzyża Zachodniego i medalu Pro Bono Poloniae dla Urzędu ds. Kombatantów. Teraz, już w kampanii, miałem przyjemność i zaszczyt brać udział w kilku spotkaniach „u boku” Premiera Mateusza Morawieckiego, b. Premier Beaty Szydło i innych czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości.

Szydło… Szydlik…-dobre nazwiska
Co dla Pana jest najważniejsze w polityce?
Wiarygodność i nie zapominanie o tym, co się wcześniej deklarowało. Zawsze byłem przeciwnikiem rozpasania władzy i zadłużania się, które jest plagą w samorządach. Po objęciu funkcji wicestarosty wołomińskiego nie zmieniłem zdania i często spieram się nawet z kolegami z PiS, bo zawsze gdy mowa jest o kolejnym kredycie, ja upieram się, by najpierw szukać dotacji. Szczęśliwie udało nam się przez te 10 mies. pozyskać dla Powiatu rekordowe dotacje, których łączna wartość przekroczyła 50 mln zł. To naprawdę rekord w skali województwa i jeden z najwyższych wyników w kraju. To pokazuje, jak pracuję. Tym mogę się chwalić bez fałszywej skromności. Pełniąc funkcje publiczne nie można zapominać, że władza nie może być celem, ani szukaniem spełnienia swoich ambicji. To jest narzędzie, które działa dobrze tylko wówczas, gdy towarzyszy mu poczucie misji i gotowość do służby.
Co uważa Pan za swój największy sukces w ostatnim czasie i co chciałby Pan rozwijać na wyższym, sejmowym poziomie?
Odbudowa szkolnictwa zawodowego! W ramach podziału kompetencji w Powiecie podlega mi m.in. edukacja. Jestem naprawdę dumny, że kilka szkół udało nam się wzmocnić o dobre umowy z partnerami zewnętrznymi, zakładami wojskowymi, energetycznymi, elektronicznymi, które pomogą rozwijać nam kierunki zawodowe w technikach i zapewnią uczniom praktyki i staże na najwyższym poziomie. Musimy w całym kraju dążyć do tego, by szkolnictwo nadążało za zmianami na rynku pracy. Polacy potrafią ciężko pracować i chcą pracować na miejscu. Bezrobocie jest coraz mniejsze i warto już dziś myśleć o tym, bo nie wypuścić na rynek kolejnego pokolenia specjalistów od marketingu i zarządzania, którzy mają dyplom magistra, ale nie mogą odnaleźć się na rynku pracy.
Jak Pan czuje, zostanie Pan tym posłem?
Do każdych wyborów podchodzę z pokorą. Ciężko pracuję w samorządzie i wymagam bardzo dużo tak od innych, jak od samego siebie. Nie wiem, jak zdecydują wyborcy, ale jeśli obdarzą mnie zaufaniem, będzie to tylko potwierdzeniem, że warto wierzyć, ciężko pracować i nie zmieniać zdania co pięć minut.
Bardzo ciężko pracuje pan w samorządzie, a teraz także w kampanii wyborczej. Z czego czerpie pan energię?
Oparcie daje mi rodzina. Żona i trzy wspaniałe córki (17, 15 i 8 lat). To jest podstawa. A tym, co napędza mnie do pracy jest pasja. Wykonywałem wiele zawodów i zawsze napędzała mnie albo ciekawość świata, albo rozwijanie zainteresowań. Gdy zdarzały mi się chwile lenistwa, wiedziałem, że nie jestem na swoim miejscu, że muszę robić coś innego. Zaangażowanie w służbę publiczną jest dla mnie źródłem satysfakcji. Podejmuję kolejne działania w przekonaniu, że świat można zmieniać tu i teraz krok po kroku, cegiełka po cegiełce. Także lokalnie małe dobre zmiany są tym, co naprawdę warto robić. Nie przejmować się krytyką. Reagować na zło. Nie słuchać fałszywych przyjaciół, którzy są z nami, gdy nam się wiedzie. To, co po każdym z nas zostanie, będzie jedynym miernikiem wartości naszego życia. Dlatego warto się starać. Zawsze.
Rozmawiała
Maria Paszkowska