O naturo, jakaś Ty wielka i mądra!
2017-02-22 11:11:53
My miastowi, którzy sprowadziliśmy się na piękną legionowską wieś, bywamy często naiwni, śmieszni i niedoinformowani. Patrzy więc na nas lokalna fauna z niedowierzaniem, robi wielkie oczy i ma z nami mnóstwo pracy.
Zacznijmy od kotów. Zdecydowanie wolą wolność i hasanie po łąkach, niż ustawiczne siedzenie w domu, noszenie w koszykach i siusianie do kuwet. „Zeskakują” więc, bo czasami po prostu zsuwają się z balkonów, nie zważając na psie pogonie, i wędrują w sobie znanym kierunku, oczywiście wracając i domagając się codziennie śniadań i kolacji. Od czasu do czasu przynoszą zdobycz do domów i odpowiednim tembrem miałczenia zawiadamiają właścicieli – hej, podano do stołu.
Dobrze, gdy te przyniesione pod drzwi myszy czy nornice już nie żyją. Gorzej, jak trzeba półprzytomne łapać do słoików i wynosić na dwór… Pomimo wszystko obserwowanie kotów i dostosowywanie się do ich potrzeb, wszystkim właścicielom domków jednorodzinnych może wyjść na dobre. I mam na myśli też kocią potrzebę wchodzenia i wychodzenia z domu na własne życzenie oraz wygrzewanie się na piecu. Kilka lat bowiem minęło, nim zrozumiałam, że mój kot, który towarzyszył mi krok w krok, czy to podczas ogródkowych obowiązków czy w przerwach, woli wchodzić do domu przez uchylone okienko, a nie jak ja – przez drzwi. Kot był wniebowzięty, gdy się kapnęłam i spełniłam jego oczekiwania! Wychodził więc razem ze mną i jednocześnie wracał. Ja przez drzwi, a on przez zakratowane okienko nieopodal pieca, które miał otwarte.
Czy dzięki temu kot uratował mi życie? Być może. Przecież w zimę ogrzewaliśmy dom zarówno gazem, jak i piecem na drewno oraz węgiel. Nigdy jednak nie doszło u nas do jakichkolwiek objawów zatrucia zabójczym czadem, choć z czasem przecież każda instalacja staje się mniej szczelna.
Zostawiajmy więc otwarte okienka! Ach, te nasze mądre koty!
Olga Gajda