MOJE AKTYWNOŚCI. Amerykańskie dialogi
2018-06-29 3:32:55
W kwietniu t.r. byłem w Stanach Zjednoczonych, w Pensylwanii a konkretniej w Doylestown- czyli w Amerykańskiej Częstochowie

Prof. Jan Żaryn
To stolica Polonii świata, jak mówią gospodarze sanktuarium, ojcowie paulini. Kościół jest przeogromny, a budowany był jako votum wdzięczności za 1000-lecie chrześcijańskiej Polski. W dolnej partii świątyni znajduje się kopia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej umieszczona w kopii kaplicy jasnogórskiej. Różnica jest jednak znacząca, bo amerykańska kaplica jest co najmniej dwa razy większa od oryginalnej. Górny kościół z kolei, w którym odbywają się msze święte dla miejscowej Polonii, to swoisty podręcznik do historii Polski i emigracji. Po lewej stronie od wejścia znajdują się witraże przedstawiające postacie i wydarzenia z 1000-letniej historii Polski, po prawej z kolei sceny z życia emigracji Polonii amerykańskiej, sięgające bodaj XVII wieku. Ołtarz główny z pięknym wizerunkiem (płaskorzeźbą) Trójcy Świętej powiększoną o kolejny wizerunek – niejako czwartego dawcę miłości – Matki Boskiej Częstochowskiej. Motyw przewodni ołtarza, czyli bezkresna miłość Boga właśnie dzięki obecności w niebie Maryji staje się jednocześnie bardziej cielesna, ludzka – chciałoby się powiedzieć.
W kruchcie, w towarzystwie licznych tablic, znajduje się serce Ignacego J. Paderewskiego, jednego z ojców Niepodległości. Ukryte w wizerunku Orła Białego w koronie, na piersi którego można dojrzeć twarz artysty, a pod nią i sercem, fragment klawiatury. Obok świątyni znajduje się cmentarz zasłużonych dla Ojczyzny. Tuż obok pomnika rycerza odnalazłem skromny grób dowódcy Brygady Świętokrzyskiej płk Antoniego Szackiego, „Dąbrowskiego”, „Bohuna”. Gdy składałem tam kwiaty, m.in. przy pomniku ofiar katastrofy smoleńskiej, nagle z nieba spadł taki wodospad deszczu, że musieliśmy natychmiast opuścić to święte miejsce. W znajdującym się obok budynku – olbrzymim – mieści się m.in. sala konferencyjna i muzeum. W nim zaś niezwykłe arte- facta. Na mnie zrobiły wrażenie m.in. ofiarowywane przez biskupów i kardynałów ich piuski, czerwone i fioletowe, w sumie chyba ponad 50 – prezentowane w kolejnych gablotach. Matce Bożej ofiarowano także piękną porcelanę, a przybywający tu znani Polacy z Kraju (jak np. ś. p. Anna Waletynowicz) pozostawiali tam swoje dary. W kolejnych gablotach, m.in. pamiątki z 16 X 1966 r., obchodów milenijnych, m.in. pięknie haftowane stuły. Oryginalny stół Paderewskiego dla dwóch osób, bo szuflady są z przodu i z tyłu. W końcu kolejne wizerunki Matki Boskiej.
Spotkaliśmy się w Sali konferencyjnej by celebrować dwa wydarzenia; z jednej strony prelegenci, w tym i ja, przypominali o odzyskanej Nieodległej w 1918 r., z drugiej strony, braliśmy udział w sesji upamiętniającej ofiary tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r. Przybyli zatem, i pan Antoni Macierewicz, i prof. Wiesław Binienda i wielu innych członków komisji, a także prof. Piotr Witakowski, m.in. główny organizator kolejnych konferencji smoleńskich (odbywały się na mojej uczelni, czyli w gmachu UKSW). Wśród prelegentów może największe wrażenie zrobił prof. Marek Chodakiewicz, którego występ był najskromniej oklaskiwany, ale był za to ważny. W sposób być może nazbyt prostolinijny, ale celny zmusił bowiem słuchaczy – Polonię amerykańską – by odpowiedzieli sobie na pytanie: gdzie przebywacie, tak naprawdę? Czy cały czas w Kraju, który opuściliście fizycznie, a o którym myślicie 24 godziny na dobę, czy w Stanach Zjednoczonych, gdzie przecież mieszkacie i chcecie tu pozostać. Postulował zatem, by jednak mocniej wprowadzić się na grunt amerykański i tutaj walczyć o pozycję Polonii, jej konkretnych przedstawicieli, w społeczeństwie amerykańskim. Postulował zatem, by zbierać pieniądze na stypendia dla polskich uczonych, czy dziennikarzy, ale mieszkających w USA, by stali się częścią amerykańskiej elity.
Jakże szybko okazało się, że apel był słuszny, ale też krytyka nazbyt jednostronna. Wracałem do Polski przez New Jersey, gdzie także mieszka Polonia; miałem tam krótkie spotkanie. Nie spodziewaliśmy się, że już za tydzień wybuchnie sprawa przesunięcia, a de facto zniszczenia, pomnika katyńskiego. Śledząc z Polski wydarzenia z New Jersey zobaczyłem te same osoby, pana Tadeusza Antoniaka, pana dr Piotra Śliwowskiego i wielu innych, m.in. członków Klubu Gazety Polskiej z Pensylwanii, moich rozmówców z Amerykańskiej Częstochowy. I to właśnie oni, błyskawicznie, zwołali pospolite ruszenie. Polonię, która zorganizowana i kompetentna, natychmiast podjęła walkę o swój/nasz, a może też amerykański pomnik.
Jan Żaryn