MOJE AKTYWNOŚCI (6). Zderzenie wartości, czy zacietrzewienie?
2016-05-10 10:50:41Podczas ostatniej kwietniowej sesji senatu RP omawiano wiele kwestii, dla mnie fundamentalnych, jak np. nowelizacja Karty Nauczyciela z likwidacją tzw. godzin karcianych oraz przyjęcie zmodyfikowanej ustawy o Karcie Polaka. Za chwilę będziemy debatować o IPN, gdyż sejm przyjął już nowelizację ustawy o Instytucie. Podczas ostatniej sesji przyjęto także liczne uchwały rocznicowe, m.in. dotyczące III Powstania Śląskiego i Konstytucji 3 Maja. We wszystkich tych sprawach maczałem swoje palce, ale nie o tym chcę pisać.
Przyglądałem się i wsłuchiwałem w słowa i zdania, padające z ust opozycji na temat innych punktów programu tej sesji. Dotyczących spraw ważnych, ale nieco odleglejszych od moich głównych zainteresowań i kompetencji. Ze szczególnym zdziwieniem przysłuchiwałem się debacie na temat – jak mi się wydawało – wzmocnienia roli i odpowiedzialności państwa na rzecz ochrony bezbronnych ofiar (rzeczywistych i potencjalnych) przestępstw seksualnych. Projekt zakłada m.in. stworzenie tzw. rejestrów – zamkniętego i otwartego (na wzór USA), w którym znajdowałyby się dane identyfikujące recydywistów tych przestępstw, a zatem ludzi zagrażających bezpieczeństwu, przede wszystkim, dzieci. Rejestry te budzą zrozumiałe wątpliwości, o których dyskutanci w senacie rozprawiali dobre kilka godzin. Ze zdziwieniem zaobserwowałem u przedstawicieli opozycji z PO (skądinąd mądrych ludzi) nadzwyczajną troskę o zachowanie praw obywatelskich, rozumianych w liberalnym prawodawstwie jako gwarancji ochrony człowieka przed potencjalnie totalitarnym państwem (lub władzą), dla wielokrotnych przestępców. Żeby chociaż rozpoczynali swe tyrady od stwierdzenia, że państwo ma obowiązki wobec obywateli, w tym najsłabszych i bezbronnych wobec nosicieli różnych patologii. Ale nie! Ta nadzwyczajna wrażliwość w pilnowaniu interesów zboczeńców nie wynikała, rzecz jasna, z utożsamienia się parlamentarzystów PO z „dobrem” rozumianym przez patologiczne umysły. Co nimi zatem kierowało? Wszystko wskazuje na to, że politycy PO stali się fundamentalistami w osłabianiu instytucji państwa potencjalnie zdolnych do ochrony bezbronnych, choćby z naruszeniem prawa do anonimowości przestępców, zwyrodnialców. Fundamentalizm ten spowodował daleko idące spustoszenia dotyczące ludzkiej wrażliwości. Z zadziwieniem zorientowałem się, jak szybko można wpaść w pułapkę gdy postrzega się przeciwnika politycznego posiadającego realną władzę strasznie wąsko, zawsze jako zagrożenie dla demokracji. Zewsząd czai się zatem w środowisku PO podejrzenie, że i tym razem nie chodzi o ochronę np. 6-letnich dzieci gwałconych przez zboczeńców mieszkających na tej samej ulicy, ale o inwigilację niewinnych ludzi, widzianych z definicji jako „ofiary reżymu Kaczyńskiego”. Niezależnie od tego co robią lub zrobić mogą, gdyż się zdążyli w tej kwestii samookreślić.
Z tej lekcji wynika jeszcze jedna co najmniej nauka. Jak dobrze się stało, ze PO –obarczone tak dziwną wrażliwością – nie rządzi już w Polsce, gdyż zalecało by urzędnikom czy policji postawę Piłata, umywającego ręce przed odpowiedzialnością. PiS od początku nie boi się wziąć odpowiedzialności za państwo i obywateli, szczególnie tam gdzie zasada pomocniczości nie może być wystarczającą, gdzie trzeba zważyć na szali wartości, które de facto się wykluczają. A zatem, o dziwo, to PO jest partią fundamentalistów, a nie Prawo i Sprawiedliwość.
Czy to znaczy, że nie ma problemu! Nie, rejestr otwarty stanowi wyzwanie dla państwa i obywateli. Szczególnie ci drudzy, w imię troski o swe dzieci mogą pomylić odpowiedzialności z samosądem; instytucje państwa zaś mogą się zwolnić z obowiązku czujności, a powinny stale monitorować ruchy i zamierzenia zboczeńców, którzy tylko pozornie mogą wyglądać na normalnych sąsiadów, naszych sąsiadów.
Jan Żaryn