Złe prawo spółdzielcze

2017-02-17 12:01:45

O tym, że spółdzielnie mieszkaniowe stanowią państwo w państwie nikogo chyba nie trzeba przekonywać. W spółdzielczych mieszkaniach żyje ponad 11 mln ludzi, trzymanych w szachu przez „wąską grupkę trzymająca władzę”, która obraca rocznie majątkiem porównywalnym z budżetem państwa (45-60 mld).
Od czasu transformacji w strukturach spółdzielni mieszkaniowych skryło się wielu funkcjonariuszy byłego systemu. Odnaleźli tam cichą przystań i możliwość obracania gigantycznymi pieniędzmi.

Agnieszka Wojciechowska van Heukelom

Mimo znacznej liczebności spółdzielcy nie stanowią dla zorganizowanej i umocowanej w dawnym systemie grupy prezesów żadnej przeciwwagi. Idea spółdzielczości mieszkaniowej w Polsce nie funkcjonuje w tej formie w żadnym cywilizowanym kraju. Trudno byłoby zrozumieć, że można trzykrotnie wykupywać na własność to samo mieszkanie. Pierwszy raz spłacając całkowicie kredyt zaciągnięty na jego wybudowanie. Po raz drugi dając pieniądze na ponowny wykup i ustanowienie spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu. Po raz kolejny opłacając co miesiąc czynsz taki sam jak sąsiad, który mieszkania nie nabył.

Gra pozorów

Spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu to karykatura prawa własności. Nie można przecież poważnie traktować takiego prawa własności, w którego księgach wieczystych, mimo wykupienia i całkowitego spłacenia lokalu, jako właściciel nadal figuruje spółdzielnia mieszkaniowa, która ma prawo pierwokupu naszego mieszkania, może nim rozporządzać poza naszą wiedzą, choćby zaciągając kredyty pod zastaw nieruchomości czy nawet może je sprzedać.

SM wpisana w księgach wieczystych jako właściciel może rozporządzać naszym mieszkaniem. Ta zasada została wykorzystana przez SM Sokolnia z Katowic, której władze sprzedały hurtowo pewnemu przedsiębiorcy mieszkania wraz z lokatorami (za cenę 7 tys. za lokal!). Wprawdzie trwa postępowanie karne, jednak tysiące pokrzywdzonych lokatorów nie mogą na razie dojść swoich praw.

W 2007 roku za czasów rządów PiS ustawodawca próbował zmierzyć się z problemem likwidacji spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu, wyodrębniając mieszkania za przysłowiową złotówkę. Jednak opór wobec zmian był ogromny. Niechlubną rolę w blokowaniu prawidłowych uwłaszczeń odegrał wtedy Trybunał Konstytucyjny. Ówczesna sędzia TK prof. Ewa Łętowska kwestionowała łatwe wyodrębnianie mieszkań i uzasadniała, że „uchwalone przepisy uszczuplałyby znacznie zasoby spółdzielni”.

Interes spółdzielni dla prof. Łętowskiej okazał się ważniejszy od praw każdego obywatela do swobodnego zrzeszenia się (art 58 Konstytucji). To niezrozumiałe, bo dobrze funkcjonujące spółdzielnie nie musiałyby przecież się obawiać, iż wraz z uwłaszczeniami ludzie będą uciekać do innej formy zarządzania majątkiem. Problem w tym, że przy tej skali patologii w spółdzielczych molochach większość członków czeka na wyzwolenie. Ich sytuację w XXI wieku można porównać do statusu niewolników pozbawionych swobody działania, prawa głosu, posiadania. To wielomilionowa grupa Polaków poszkodowanych nie tylko przez obecne zapisy prawa, ale przede wszystkim przez permanentne przyzwolenie na jego łamanie przez działających w grupie zorganizowanej prezesów.

Epilog komuny

Każdorazowo proces legislacji wygląda podobnie – gdy pojawia się pomysł nowelizacji prawa spółdzielczego, po Sejmie jak sępy zaczynają krążyć lobbyści. Docierają do poszczególnych polityków, wywierając naciski i kupując ich przychylność. Rozdają lokale mieszkalne, użytkowe, dopłacają do kampanii wyborczych, reklamują w osiedlowych gazetkach. Pieniądze wyciągane z kieszeni spółdzielców służą powszechnej korupcji.

O tym, że prawo pisane jest pod dyktando prezesów mogłam się przekonać, uczestnicząc społecznie w pracach sejmowej komisji zajmującej się nowelizacją prawa spółdzielczego w poprzedniej kadencji (PO-PSL). Z zażenowaniem obserwowałam, jak podczas prac nad ustawą obecni na sali lobbyści prezesów (Jerzy Jankowski – prezes Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP) pohukują lekceważąco na posłów. Kiedy dyskusja szła w niepożądanym dla nich kierunku, przy pomocy posłów SLD i PSL zrywali po prostu kworum. W ten sposób przez cztery lata nie udało się i uchwalić nowych zapisów.

Przewodniczący Krajowej Rady Spółdzielczej Alfred Domagalski (TW „Antek”) uchodził wśród członków komisji za autorytet. Nikogo, poza posłanką Staroń, nie obchodziło, że reprezentowany przez niego KRS składa się z samych prezesów, a ich interes jest kompletnie rozbieżny z interesem milionów ludzi mieszkających w spółdzielczych zasobach.

Panowie świata

Politycy nie są jedyną grupą korumpowaną przez wszechwładnych prezesów. Podobnie traktowani są lokalni urzędnicy, sędziowie, prokuratorzy. Dlatego tak trudno jest krzywdzonym spółdzielcom dojść swoich praw. Do Prokuratur Rejonowych w Łodzi w latach 2007-2014 wpłynęło łącznie 88 wniosków o wszczęcie postępowań przeciwko lokalnym spółdzielniom mieszkaniowym. 65 z nich od razu odrzucono, nie wyjaśniając przyczyny, 15 umorzono, tylko 8 podjęto, jednak bez większego efektu.

W słynnej sprawie defraudacji majątku SM Śródmieście w Łodzi i doprowadzenia jej do upadłości do dziś nikt nie został ukarany, choć śledztwo trwa już cztery lata. Członkowie władz spółdzielni którzy ograbili spółdzielców na kilkadziesiąt milionów pozostają na wolności, a urzędnicy miejscy zamieszani w sprawę wyłudzania bonifikat od miasta przy wykupie działek awansowali. Były prezes SM Śródmieście Krzysztof D., który w listopadzie 2013 roku usłyszał zarzuty, został wypuszczony tego samego dnia za kaucją w wysokości jego miesięcznej pensji. Nawet jej od razu nie wpłacił. Prokuratura umożliwiła mu swobodny dostęp do dokumentów spółdzielni i świadków. To pokazuje kompletną porażkę instytucji państwa wobec patologicznego systemu spółdzielni mieszkaniowych.

Czas zmian

Najwyższa pora na skuteczne rozwiązania tego wstydliwego problemu. Nie można mówić o państwie prawa, gdy na skutek wadliwych przepisów i bezsilności organów państwa prawa wielu milionów ludzi są łamane.

Partia rządząca (PiS)musi wreszcie rozwiązać problem ogromnej rzeszy Polaków pozostawionych na pastwę prezesów.

Mamy prawo tego oczekiwać. Zlikwidowanie przywilejów emerytalnych byłych SB-ków to pierwszy dobry krok. Teraz pora zlikwidować imperium, które stworzyli dla siebie i swych rodzin właśnie w spółdzielniach mieszkaniowych.

Tymczasem z rządu płyną niepokojące sygnały. Przygotowany przez Ministra Infrastruktury Andrzeja Adamczyka projekt nowelizacji prawa spółdzielczego zawiera zapisy niekorzystne dla samych spółdzielców. Wprowadzenie tych przepisów realnie umocniłoby wszechwładztwo prezesów spółdzielni. Również program rządowy Mieszkanie + może dać im niebezpieczne narzędzie do ręki. Pewnym światełkiem w tunelu jest negatywna opinia Ministra Finansów Mateusza Morawieckiego na temat propozycji Ministra Infrastruktury. To dobry moment, aby poprawić sytuację milionów Polaków w spółdzielniach mieszkaniowych.

Ostatnie odliczanie

Uchwalenie nowej ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych wymaga dłuższego działania, ale zrobiono już w tej kadencji pierwszy krok. Do Laski Marszałkowskiej wpłynęły projekty nowelizacji przepisów. Wymagają jeszcze sporo poprawek i dalszych prac, ale jest już jakaś baza.

Warto też sięgnąć do propozycji Lidii Staroń walczącej od lat o prawa spółdzielców. W tamtej kadencji PO, na skutek lobbingu prezesów, odcięła się od jej działań, dlatego kontynuuje prace jako senator niezależny.

Aby zlikwidować patologię w spółdzielniach mieszkaniowych, potrzebna jest wola większości rządzącej i sprawne działanie. Do skutecznego rozwiązania realnych problemów milionów Polaków wystarczy kilka zmian. Po pierwsze kategoryczne oddzielenie prawa ogólnego spółdzielczego od ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Możliwość samodzielnego dysponowania nieruchomościami, korzystna dla zarządów spółdzielczych banków w wypadku spółdzielni mieszkaniowych pozwala na gigantyczne nadużycia. Dlatego już na poziomie ogólnego prawa spółdzielczego we wszystkich spornych zapisach powinno być jasno zaznaczone, że nie dotyczą one spółdzielni mieszkaniowych, dla których stosuje się oddzielną ustawę.

Agnieszka Wojciechowska van Heukelom - zdj─Öcie

Agnieszka Wojciechowska van Heukelom

Należy bezzwłocznie zlikwidować spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu. Polacy mają prawo do realnej własności i nie mogą się różnić w tym względzie od innych narodów UE. Wobec konstytucyjnie określonej równości wobec prawa nie może być mowy o wprowadzaniu różnych zasad dla wyłaniania wspólnot mieszkaniowych (w świetle „Ustawy o własności lokali” wspólnota powstaje z mocy prawa po wyodrębnieniu pierwszego lokalu, „Ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych” daje możliwość wyłonienia wspólnoty mieszkaniowej z zasobów spółdzielczych dopiero po wyodrębnieniu 51 procent lokali. Wymaga to jednak wdrożenia specjalnej procedury i w praktyce jest to droga przez mękę.

Pora dać ludziom realny wybór zarządzania własnym mieniem.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *