Nasze Wilkowyje. PAN BYLEJAKI
2022-03-12 12:43:12
Przysiadł się do nas pan Bylejaki. Nikt go nie zapraszał, po prostu przyszedł i siadł. A potem zaczął gadać. Jakby był nakręcony, tylko mechanizm jakiś zgrzytliwy, dźwięk mętny, a logika szkoda gadać. Nie pytał czy chcemy słuchać, tylko rozsiadł się wśród nas, piwo nasze żłopie jakby jego było i nawija. Co powinniśmy myśleć, kogo kochać, a kogo się bać. Na wszystko ma recepty, chociaż po mojemu marne. I jeszcze mówi, że przemawia w naszym imieniu.
Po pewnym czasie Japyczowi zaczęła drgać lewa powieka. No to już żaden z nas nic mówić nie musiał, tylko troszku poczekać. Bo wkurzony nie na żarty Japycz, to jest widok rzadki i tak piękny, że szkoda przegapić. Gradacja jest mianowicie taka. Wkurzony Japycz najpierw chrząka, jakby mu w gardle zaschło. Chrząka dwa razy, można powiedzieć ostrzegawczo. Potem ręce na kolanach kładzie, ale tak, że mu się ramiona troszku podnoszą, bo w łokciach sztywne. Następne jest dyskretne mlaśnięcie i opcjonalnie potarcie nosa. Ale potarcie nosa zależy od tematyki. Polityki ono nie dotyczy, tylko jak ktoś na kobiety zanadto narzeka i przekracza granice chamstwa. Potem jest prawa powieka, potem obie, a jak się ustabilizuje na lewej powiece, to wiadomo, że wybuch jądrowy nieunikniony.
No ale pan Bylejaki o tym wszystkim pojęcia nie miał, no bo skąd. Pierwszy raz u nas, od razu najmundrzejszy w swoim tokowaniu tak zakochany, że na słuchaczów nic a nic uwagi nie zwraca. Kiedyś taki ptak był co się głuszec nazywał, bo jak tokował, to mu się uszy zamykały. I myśliwi, żeby go podejść musieli po kawałku cierpliwie podchodzić, tylko gdy tokował. A tokował niezbyt długo. W odróżnieniu od tego tam Bylejakiego, co nawijał bez przerwy. Myśleli my na początku, że się jakoś sam nagrywa na tikotoki albo inne mordabuki i socjale, ale nie. Wyraźnie nie mógł się opanować, żeby nie posłuchać własnego głosu. Śpiewaków takich kilku znałem, ale Bylejaki pierwszy..
Potem my już nawet nie słuchali co mówi, tak nas ta lewa powieka Japycza fascynowała, bo to już nie było drganie, ale trzęsienie powieki. Jakby co morsem nadawał na tonącym statku. Furiacko i coraz szybciej. Na koniec wrzasnął: Solejuk, widły! Solejuk na to: Uprzejmie proszę. Bo odkąd wojna, trzymamy widły pod ławką, a karabiny w składziku na butelki za sklepem, żeby dziecków nie straszyć. Ten Bylejaki to nawet się nie zorientował, że te widły to na niego. Dopiero jak trzonkiem w łeb dostał. Porwał się cuś tam gulgocząc, ale jak ostrze wideł przy oczach zobaczył, to już nie dyskutował z ostatecznym argumentem i zwiewał gdzie pieprz rośnie. To znaczy do samochodu na parking, gdzie kierowca czekał, bo to mamałyga taki najwyraźniej, że sam kierować nie umi.
Potem pytam ja Japycza, czemu nic nie powiedział tylko od razu do wideł przeszedł jakby go Jakub Szela we śnie za dnia odwiedził. A Japycz mówi, że jak wojna, to on cierpliwości nie ma dla nadętych gamoniów. Na to Hadziuk pyta, że jak cierpliwości nie ma, to czemu tamtemu pozwolił tak długo gadać. Kręcił Japycz, kompinował, nawet nam trochu ciemnotę wciskał, aż wreszcie mówi, że się przyzna przyjacielom skoro musi. Jak usłyszał, że ten Bylejaki mówi, że my z Unii powinni chcieć wychodzić, kiedy za płotem wojna, to go tak szlag trafił, że przez dłuższą chwilę słowa wydusić nie potrafił i paraliż go taki ogarnął, że miał władzę tylko nad lewą powieką. I że faktycznie morsem nadawał do nas, żeby mu kto młodszy w papę dał, ale my bezmyślne i bezwolne i w ogóle nie wie czy ta przyjaźń ma jakąś dłuższą przyszłość.
Ile się my natrudzili, by go udobruchać. Tłumaczyli my, że morsa nie znamy, żeśmy tych głupot ledwo słuchali, jeno na jego ripostę czekali i w ogóle bardzo przepraszamy. Nie przebaczył nam Japycz, aż do chwili, kiedy my nie obiecali dziesięciu przykazań ławeczkowych przestrzegać. To znaczy na razie mamy trzy, ale od czeguś trzeba zacząć.
1. Głupków bylejakich na ławeczkę nie wpuszczamy.
2. Morsa uczy się każdy z nas.
3. W mordę biją młodsi.
Pietrek